Bridges To Buenos Aires

żródło: udiscovermusic.com
8 listopada 2019 roku, do sklepów trafiło nowe archiwalne wydawnictwo Stonesów, zatytułowane Bridges To Buenos Aires. Można tam znaleźć wcześniej niepublikowany koncert z Buenos Aires, nagrany podczas ostatniej nocy 5 kwietnia 1998 roku. W książeczce, którą dodano do środka, znajduje się esej napisany przez Paula Sextona i właśnie ten tekst chcę wam, Drodzy Czytelnicy, udostępnić na blogu Black And Blue w wersji polskiej, przetłumaczony przez Jarskiego (sto krotne dzięki!). Zachęcam do czytania :)









W branży muzycznej jest pewien sekret, który dotyczy Rolling Stonesów od czasu, gdy de facto wynaleźli stadionowego rocka. To odpowiedź na pytanie: jak Stonesi potrafią sprawić, że dziesiątki tysięcy fanów mają wrażenie udziału w jednym z największych spektakli w swoim życiu, a jednocześnie czują, że znaleźli się na najlepszej domówce w mieście?

5 kwietnia 1998 roku, w czasie gdy trasa Bridges To Babylon biła kolejne rekordy na świecie, zespołowa karawana rozpoczęła ostatni z pięciu nocnych występów na historycznym stadionie River Plate w Buenos Aires. Obiekt, będący domem legendarnej gwiazdy Primera División, klubu Millonarios FC, znany jest też jako „El Monumental”. Ta nazwa również trafnie opisuje wydarzenie, w którym za chwilę będziecie uczestniczyć.

Podczas trwającego przeszło 140 minut, niezwykłego wieczoru z ponad dwudziestoma piosenkami, które pomogły ukształtować naszą zbiorową kulturę XX-go wieku, Stonesi dali upust czystej, niemal zwierzęcej, rockandrollowej euforii. Mężczyźni krzyczeli. Kobiety rozbierały się do bielizny. 50 tysięcy ludzi wołało „Yeah… yeah… yeah… wooh!”. No i wystąpił Bob Dylan.

Koncert w Buenos Aires miał miejsce pięć miesięcy przed tym w niemieckiej Bremie, uwiecznionym w poprzednim wydaniu wspaniałej serii światowych występów z archiwum zespołu. W chwili, gdy Stonesi rozpoczęli południowoamerykańską odnogę trasy Bridges To Babylon, byli już w drodze od sześciu miesięcy, a nowe tournee pobiło ich własny rekord z trasy Voodoo Lounge z lat 1994-1995, gdyż tym razem zagrali dla około 4,5 miliona fanów. Frekwencja w samej tylko Argentynie i Brazylii wyniosła 350 tysięcy.

Płyta Bridges To Babylon, wyprodukowana podobnie jak jej poprzedniczka, Voodoo Lounge, przez Dona Wasa, okryła się w Ameryce złotem i platyną w niecałe dwa miesiące po jej wydaniu. Album stanowił ekscytujące połączenie tradycyjnych i technologicznych rozwiązań, dzięki którym Stonesi podsumowali kończące się stulecie z pewnością siebie i swobodą. Płyta zaprezentowała też piosenki takie jak „Flip The Switch” i „Out Of Control”, które w czasie występów w Buenos Aires sprawdziły się znakomicie.

Kiedy Stonesi wkroczyli na scenę, River Plate rozbrzmiał dźwiękami „Satisfaction”, a tłum odpowiedział życzliwie, od samego początku zanosząc się śpiewem, niczym w trakcie wielkiego, piłkarskiego widowiska. Keith Richards i Ronnie Wood póki co zaczęli występ w płaszczach. Wkrótce Ludzki Riff rozkręcał się w „Let’s Spend The Night Together”, a Mick Jagger powiedział „bienvenido” (hiszp. witamy – przyp. tłum.).

Podczas „Flip The Switch” po raz pierwszy zagrał w tle na saksofonie nieodżałowany Bobby Keys. Mick ubrany był w żółty t-shirt i pomarańczową koszulę. Cały skład zespołu grał z żelazną determinacją, która w miarę upływu czasu przerodziła się we wspólne świętowanie. W czasie jak zwykle granego z zapamiętaniem „Gimme Shelter” czuć było gorączkową interakcję pomiędzy gitarą Keitha a wyśmienitym wokalem Lisy Fischer oraz jej gorącym występem u boku Micka.

Zwróćcie uwagę na grę Jaggera na akustyku i slide Ronniego w „Sister Morphine” oraz sposób, w jaki Chuck Leavell może zabłysnąć na klawiszach w „It’s Only Rock ‘n’ Roll”. Kolejna piosenka z Bridges, „Saint Of Me”, szybko zdobywała pozycję utworu chętnie śpiewanego przez tłum. Przez cały występ Mick zwracał się do fanów po hiszpańsku, a nawet zmienił słowa „Miss You” na „bring a case of Argentinian wine”.

Nagle i niezapowiedzianie pojawił się Bob Dylan. Wcześniej bard zagrał przed wdzięczną publicznością River Plate własny set, a teraz wkroczył na scenę, by razem z Jaggerem wykonać „Like A Rolling Stone”. Zespół w godny podziwu sposób wykonał tę piosenkę i umieścił na płycie Stripped z 1995 roku. Jak zwykle prowizoryczny wokal Boba trzymał Micka w ryzach, ale serdeczna atmosfera chwili sprawiła, że występ Stonesów stał się jeszcze bardziej drapieżny i pełen mocy. Na twarzy luzaka Dylan prawie zagościł uśmiech.

Podczas setu Keitha, gdy po „Thief In The Night” z nowej płyty usłyszeliśmy „I Wanna Hold You”, gitarzysta wyznał: „Jest za dobrze, wiecie? Trzymajcie się. Jeszcze tu wrócę”. Zapanowała ciemność, gdy wtem, niczym w powieści science fiction, wysunął się most, a nasi bohaterowie przeszli na scenę B. Charlie Watts miał ubraną koszulkę piłkarską z numerem 10 niczym Maradona perkusji.

Grając rozbujaną wersję „Little Queenie” tylko przy wsparciu Leavella i basisty Darryla Jonesa, Stonesi wrócili do czasów, gdy wykonywali covery Chucka Berry’ego. Poza tym zagrali jeszcze dwa numery: „When The Whip Comes Down” i „You Got Me Rocking”.

Hydraulika mechanicznego mostu okazała się dodatkowym wyzwaniem, o czym Mick opowiedział mi później. „Przez większość czasu pracował wyśmienicie, chyba że było zbyt ciepło lub gorąco. Wtedy trzeba było doprowadzać go do ładu ręcznie,” śmiał się. „Ale potem można było wyjść i zagrać bluesowy numer czy coś. Most to był świetny pomysł. Zapewniał zupełnie inną atmosferę niż w czasie wielkiego występu z ekranem i resztą w tle.”

Wracając z zadowoleniem na główną scenę, Stonesi zaczęli kolejną godzinę gry wypełnioną hitami od „Sympathy For The Devil”, z masą audio-wizualnych smaczków. Na główce gitary Rona pojawiła się zapewniająca nowy wymiar doznań minikamera. Keith jedną ręką wykonał wstęp do „Honky Tonk Women”, a w trakcie utworu przemaszerował do keyboardu Chucka i bez mała sponiewierał klawiaturę.

Nim główny set dobiegł końca przy dźwiękach „Jumpin’ Jack Flash”, na stadionie panowała gorączka, co widać na ujęciach zdecydowanie bardziej skąpo odzianych mężczyzn i kobiet. Nasi bohaterowie ponownie wyszli na scenę, a Mick i Keith mieli na sobie świeże koszule i wykonali „You Can’t Always Get What You Want” oraz pożegnalny „Brown Sugar”. Przyprawiające o (dosłowne) drżenie podskoki 50 tysięcy ludzi z pewnością dało się wyczuć w urugwajskiej części La Platy.

The Rolling Stones zawsze woleli przekraczać mosty niż je za sobą palić. Zanim tamtej nocy w ’98 roku powiedzieli Buenos Aires dobranoc, zostawili Ameryce Łacińskiej drogocenny, muzyczny list miłosny.

tłumaczenie: Jarski 




Komentarze