Najlepszy rhythm and bluesowy zespół w Londynie cz.II

źródło: iorr.org

Klubowa scena Londynu

Po wielkim debiucie, który miał miejsce 12 lipca 1962 roku, Stonesi nie otrzymali żadnych
propozycji występów. Nikt nie mógł dostrzec w nich potencjału, niezwykłości i talentu, który
głęboko w nich tkwił. Regularne występy miały pomóc im w odkrywaniu, nauce i dążeniu do
perfekcji. Gdy grań nie było całymi dniami przesiadywali w The Wetherby Arms, gdzie ćwiczyli i
myśleli o koncertowaniu. Ich marzeniem było bycie najlepszym rhythm and bluesowym zespołem
w Londynie. Kochali (i nadal kochają) grać bluesa, uwielbiali (i zapewne nadal uwielbiają) słuchać
płyt z wytwórni Chess. Jaki był plan? Granie koncertów za darmo. Na początku nie otrzymywali
żadnych pieniędzy za występy, zdarzała się nawet gra za piwo. Przynajmniej graliśmy koncerty.
Dopóki występujemy, życie jest piękne. Ktoś do nas dzwonił i rezerwował koncert! Serio, rany!
Poza tym kradzieże w sklepach, zbieranie puszek po piwie i głodówka były na porządku dziennym.
Zrzucaliśmy się na struny do gitary, naprawy wzmacniaczy i lamp. Utrzymanie tego, co mieliśmy,
było niezwykle drogie. Taki obraz początków został Keithowi Richardsowi w pamięci. Gitarzysta
nie przejmował się brakiem funduszy, dla niego liczyła się tylko muzyka i publika z którą tworzył
jedność.

źródło: iorr.org
Kolejnym problemem dla Micka i Keitha były powroty z Londynu do domu w Dartford,
które były męczące. Szybko znaleźli rozwiązanie. Pod koniec sierpnia wynajęli mieszkanie przy
Edith Grove, do którego dokooptowali jeszcze Briana Jonesa. Nie wyglądało one w środku na
miejsce w którym się mieszka. Doskonale świadczy o tym relacja Billa: Mieszkanie wyglądało jak
śmietnisko. Jedno krzesło miało 3 nogi i było tam bardzo zimno przez co wszyscy musieli siedzieć w
płaszczach. Z perspektywy czasu, czytając powyższe relacje, można wyciągnąć prosty wniosek –
kariera The Rolling Stones w początkowej fazie nie była usłana różami.

Kalendarz koncertowy wypełniał się dopiero od września 1962 roku. Chłopcy zdobywali
publiczność w takich miejscach jak Woodstock Hotel, William Morris Hall, Ken Colyer Jazz Club,
Red Lion Pub. Według Briana Jonesa Stonesi zaczęli wyczuwać, że coraz większa ilość osób ma już
dość tradycyjnego jazzu i szuka po prostu czegoś innego. Dobrze wiedzieli, że to coś nowego oraz
innego to oni. Muzycznie rok 1962 zakończył się graniem w Ealing Club 29 grudnia.

źródło: writewyattuk.com

Według opisu Keitha koncerty na przełomie 1962/1963 wyglądały w ten sposób: Sale były
małe, ale nam to pasowało. Najbardziej Mickowi. Jego kunszt najlepiej prezentował się w tych
małych przestrzeniach, gdzie nie było miejsca, żeby wetknąć choć szpilkę (…) Kiedy ustawialiśmy
nasz sprzęt, często okazywało się, że na poruszanie się mamy przestrzeń wielkości stołu. Zespół grał
pół metra za Mickiem, stał w samym środku (…) My siedzieliśmy zwykle na taboretach i graliśmy, a
on szalał wokół nas, ponieważ nie było więcej miejsca. Dzięki takim przedstawieniom, powoli
zaczynali być znani w całym mieście.

Wszystko zmieniało się z dnia na dzień. Na występ, który odbył się na początku Nowego
Roku przyszły tylko 3 osoby, a na inny już 600. To pokazuje jak rosło zainteresowanie. Zwykle
grano dwa koncerty, najczęściej zaczynały się około godziny 19-tej lub 20-tej i trwały do godziny
23-ej. Po pierwszym była przerwa, aby opróżnił się tłum i wszedł następny na drugi występ. Fani
mogli usłyszeć np. dwie 10 minutowe wersje Pretty Thing, Cops And Robbers, Mona, Still A Fool,
nawet kiedy mieli ochotę śpiewali utwory Richiego Walensa.

Widząc, że na koncerty w Marquee przychodzi około 600 osób, Stonesi zaczęli myśleć o
lepszych zarobkach. Wspomnieli o podwyżce Cyril'owi Davis'owi, a ten bez zastanowienia,
zrezygnował z ich usług, twierdząc, że The Stones nie byli autentyczni i zbyt dobrzy.

Zespół przechodził przeróżne metamorfozy. Próbowano nawet włączyć dwie wokalistki, na
wzór Cyril'a Davies'a, który miał trzy czarne wokalistki. Pomysł ten jednak nie wypalił (na ten
zabieg zdecydowano się na trasie Steel Wheels w 1989 roku).

24 lutego 1963 roku Stonesi po raz pierwszy zagrali w Crawdaddy Club, którego
właścicielem był Giorgio Gomelsky. To właśnie on wypromował ich niedzielne występy we
własnym klubie jako wydarzenie wyjątkowe i godne uwagi. Dzięki temu byli jeszcze bardziej
rozpoznawalni. Z tygodnia na tydzień publiczności przybywało, a to wiązało się z coraz to
większymi zarobkami. Niezwykłe wspomnienia z tego miejsca zachował Bill: Nasze koncerty w
Studio 51 i w hotelu Station stawały się coraz popularniejsze. Wkrótce normą w Richmond było 200
osób na występie. Co ważniejsze, udawało się nam wywołać coraz większe poruszenie u fanów. Gdy
graliśmy na scenie oświetlonej tylko przez jeden czerwony oraz jeden niebieski reflektor, fani
tańczyli bez koszul i wchodzili na stoliki. Atmosfera była niezwykle gorąca.. W czerwcu, w
Crawdaddy były prawdziwe tłumy zainteresowane graniem Stonesów. Klub mógł pomieścić
normalnie 100 osób, a w trakcie występu Stonesów musiał przyjąć pod swój dach nawet 500 osób!.
Popyt był ogromny, więc paradoksalnie chłopcy musieli przestać grywać w tym miejscu. Przenieśli
się do nowego klubu Giorgia, który mieścił się przy stadionie lekkoatletycznym. To właśnie tam we
wrześniu 1963r. podczas ostatnich klubowych wystepów, nagrano zespół w akcji na dwóch taśmach
reel to reel. Rewelacyjne nagrania sprzedano na aukcji Christie w Londynie 5 maja 2004 roku za
cenę 23, 900 funtów. Do dzisiaj materiał nie jest oficjalnie dostępny (nawet na płytach
bootlegowych).

Ciąg dalszy nastąpi...

Komentarze